środa, 13 lutego 2013


  - Po śmierci o tobie zapomną… - głęboki głos rozległ się w ciemnym pomieszczeniu, przebijając się przez głosy kapiące wody z zardzewiałych, oblepionych, jakby żywym organizmem, rur.
     Wśród tej ciemności jawiła się sylwetka młodej kobiety. Siedziała na wilgotnej ziemi, ręce miała złożone na linii talii, ciężko oddychała, a każdy oddech upewniał ją w strachu, że wszystko to jest prawdziwe i rozgrywa się w tym czasie. Czasem myślała o tym żeby umrzeć, ale nigdy nie chciała w żaden sposób zrealizować tych myśli, które były jedynie objawem tchórzostwa, spowodowanego niepowodzeniami w życiu. Te drobne załamania były częste, ale wiedziała, że życie ma się tylko jedno. Słuchała uważnie słów nieznajomego oprawcy, czekając tylko ma te jedno zdanie – musisz umrzeć.
 - Zapomniałaś kiedyś o kimś? Zapomniałaś o osobie, która zmarła? – Oblepiona brudem lampa wisząca tuż nad głową dziewczyny, zamigała, nie mogąc rozpalić się na dobre. W końcu światło rozświetliło mroki niewielkiego pomieszczenia, ociekającego pleśnią i brudem, zdającym się żyć własnym życiem. Matowe światło wpadające w kolor niewyraźnej pomarańczy, spływało twarzą dziewczyny zasinioną z lewej strony od mocnego uderzenia czymś, czego przypomnieć sobie nie mogła. Dziewczyna zmrużyła oczy, nie dała rady znieść jasności po godzinach bycia w ciemnościach. Pomogła sobie rękoma, osłaniając zmniejszone do granic możliwości źrenice. Wraz z przyzwyczajeniem się do dość klarownych warunków otoczenia, ogarnęła wzrokiem część pomieszczenia, znajdującego się przed nią.  Cisza unosząca się w matowej przestrzeni czterech ścian jeszcze bardziej przepełniała ją nieustannie napływającymi obawami. Jedynym wyraźnym dźwiękiem, który zdołała uchwycić był jej oddech, tak głośny i nerwowo wbijający się w powietrze. Uspokoiła nieco swój organizm. Nieznajomy stał za nią, odbierała to wszystkimi zmysłami, to nieodparte wrażenie osaczenia. Poczuła wtedy jak siada na ziemię, jak delikatnie opiera się o jej plecy, a światło jasno świeciło dalej, jakby coraz mocniej i nie myślała już o niebezpieczeństwie.
     Zetknięci razem, plecami do siebie, w pozie dziwnej i niezrozumiałej dla niej. Dlaczego wciąż żyję? – zdziwienie rysowało się na, drżących jej sinych ustach. Mężczyzna odpalił papierosa, budząc do życia dym swobodnie unoszący się, mętniejący bardziej atmosferę przygnębienia. Dziewczyna szybko przysłoniła usta, by trująca mgiełka przypadkiem nie dostała się do jej nosa. Odruch ten był bezwarunkowy, kwestia przyzwyczajenia, bo zawsze tak robiła. I w tym momencie nawet nie zastanowił się nad tym gestem, chociaż wydawało się to niedorzecznie. Zaraz mogła umrzeć, a obawiała się odrobinki substancji szkodliwych.
  - Boisz się śmierci – stwierdził oprawca, rzucając tlącego się papierosa tuż przed swoją ofiarę. Nastała wówczas drażniąca cisza, która niosła ze sobą przesłanie, że zaraz coś się stanie. Dziewczyna ostrożnie zwróciła głowę w bok, jak najdalej mogła wygięła szyję, chcąc uchwycić swoim strapionym wzrokiem, co robi nieznajomy mężczyzna. Nie zobaczyła jednak jego obrazu. On czując ruch dziewczyny, podniósł się z ziemi, a ona automatycznie skierowała oczy przed siebie na nieustannie zamknięte drzwi, udając, że nic nie robiła. Nie chciała przecież przyśpieszyć punktu kulminacyjnego, czyli własnej śmierci. W momencie gdy wszystko zdało się uspokoić, niespodziewanie oczy dziewczyny zasłonięte, zostały mleczno-białą chustą. Mężczyzna przykucnął przy niej, próbującej siłować się z nim, tak by nie zawiązał ów przedmiotu na jej twarzy.
  - Z lękami powinno się walczyć – wyszeptał nieco rozbawionym głosem i szarpnął dziewczynę za ramię, ciągnąc w górą, by wstała.

     Co jest grane?  - Tylko takie słowa przemykały przez jej głowę. Szła boso po nierównej nawierzchni, napotykając delikatnymi stopami odłamki ścian boleśnie, wbijające się w jej skórę. Obrzydliwy zapach natężał się wraz z każdym kolejnym krokiem, przybliżającym ją do czegoś nieznanego. To unoszące się w powietrzu zepsucie, którym już całkowicie przesiąkły jej płuca, zatrzasnęły ostatnie dobre myśli, że może jednak uda się jej wyjść cało. Coś miało się wydarzyć i to było nieuniknione. Samo to miejsce wyrażało każdą swoją częścią, że prawo bytu ma tutaj tylko śmierć. Będąc tu nie miała możliwości być żywą.
     Targały nią sprzeczne emocje, budziły się w niej uczucia, które dawno z siebie wyrzuciła, bo sprawiały, że nazywała siebie słabą osobą, a taką być nie chciała. Nie przypomniała sobie, by kiedykolwiek tak się bała. Żadna sytuacja jeszcze tak ją nie dotknęła, ale też nigdy nie była tak martwa, jak teraz. Nawet płacz zatrzymał się w jej ciele, zduszona tym wszystkim szła posłusznie, drżąc lekko jakby z zimna, które wydalał strach.  Nieoceniona praca jaką jej serce włożyło  w tą wzmożoną pracę, bijąc w piersiach głuchym łomotem. Czy kiedykolwiek czuła życie w sobie, tak mocno niczym tym momencie? Żyła wciąż nieustanie, coraz wydajniej, a zarazem gniła już z martwości zrodzonej w niej wraz z pojawieniem się w tym miejscu.
     Zatrzymali się. Nagłym ruchem zdarł z jej oczu chustę i rzucił na mokrą ziemię, po której skradały się w fałszywym marszu karaluchy. Stała przed drzwiami zarysowanymi starością, to z nich dobijał okropny smród.
  - Najlepszym sposobem na wyzbycie się strachu przed śmiercią, to przebywanie w niej, wśród jej ofiar – oznajmił, otwierając efektownie drzwi do tajemniczego pokoju, uwalniając niepohamowane pokłady kolejnych porcji zanieczyszczonego powietrza, to zapach śmierci, któremu życie oprzeć się nie mogło. Dziewczyna gwałtownie zrobiła krok do tyłu, automatycznie napierając na sylwetkę oprawcy, a ten uniemożliwił jej dalszy ruch, krępując jej osobę, zwykłym uściskiem na wysokości ramion. To co ukazało się jej oczom, przechodziło najśmielsze oczekiwania. Prawdziwa masakra skąpana w krwi i rozkładających się ciałach, których oczu szeroko otwarte wpatrywały się w puste punkty na ścianach krwawego pokoju. Podłoga wyścielona czerwonym dywanem stworzonym z płynnej tkanki erytrocytów, białych krwinek i innych substancji zawartych w krwistej cieczy.   
  - Poznaj Emmę  i Glorię – Oprawca wymienił imiona wszystkich trupów, leżących bezwładnie na ziemi, zaczynając od tego znajdującego się tuż pod ścianą w prawym kącie naprzeciwko nich. – To teraz będzie twoje jedyne towarzystwo – szepnął jej czule do ucha i nie dając szans nawet na zastanowienie się, przemyślenie beznadziejnej sytuacji, wepchnął ją w sam środek martwości.
    
     Dziewczyna upadła niefortunnie na ziemię, łamiąc kość promieniową w prawej ręce i sprawiając, że krew puściła się jej z nosa, spływając prosto szlakiem przez jej usta. Ból rozpłynął się po ciele, a ona wydała z siebie piskliwy, ale znaczący okrzyk, ukazujący jak to zabolało. Ale czy to miało teraz znaczenie? Upewniło ją jedynie, że nadal żyje, ale co dalej?
  - Dobranoc – ironiczny ton okrył jej uszy. Oprawca zamkną z hukiem drzwi, to był ostatni przyjazny dźwięk jaki usłyszała tego dnia.
     Leżała w tej samej pozie na ziemi już od dobrych kilkudziesięciu minut. Wzrok wbity w ziemię, przenikał postać zasychającej krwi, w którą upadła. To tylko ciała, to tylko rozkładające się ciała. Bój się żywego człowieka nie ich. One nic ci nie zrobią, nie wyobrażaj sobie, że patrzą na ciebie, że właśnie podchodzą i dotykają cię za pokaleczoną nogę. Zrób coś, jeżeli nie chcesz być taka jak one, martwa – wolny monolog rozgrywał się w jej głowie, a oczy miała mocno zamknięte, bojąc się, że przypadkiem zobaczy, to co sobie wyobrażała, jak trupy ruszają się i zbliżają do niej. Nieruchoma, udawała, że wcale jej tutaj nie ma. Liczyła na szybkie przebudzenie, mając głupią nadzieję, że to koszmarny sen, które przecież tak często miewała. Natrętny spokój, wciąż napełniał ją obawami. Uniosła wolno głowę do góry z ustami nieznacznie otwartymi, wydychającymi ciężko powietrze. Rozglądnęła się, mimo iż, półmrok panował wokół niej, widziała tylko zamazane kontury ciał i rozmytą przestrzeń z odrapanymi ścianami. Cofnęło ją, kiedy ponownie silny zapach, rozkładającego się mięsa uderzył do jej nosa. Wstała wtedy tak szybko z podłogi, zbierając wszystkie myśli w jedno. Odgarnęła potargane włosy za siebie, by nie lepiły się do jej twarzy i rzuciła się na drzwi, szarpiąc za klamkę, myśląc, że może nie są zamknięte. Uderzała ręką, kopała nogami, za wszelką cenę chciała się wydostać. Odgłosy jej walki rozchodziły się po korytarzu nie docierając do nikogo. Jej krzyki zdzierały niemiłosiernie struny głosowe, ale nie chciała być w tej ciszy. Krzyczała dla samego spokoju, żeby nie usłyszeć niczego innego.  
     Oparła się o drzwi, dysząc i czując napierający ból. Półmrok przyprawiał ją o brak sił. W końcu nie wytrzymała, oczy się jej zaszkliły i zamknęły mocno, usta wygięła w wyrazie smutku. Otarła rękoma spływające łzy, ale nie mogąc z nimi wygrać, ukryła twarz w otwartych dłoniach. Chciała cały czas udawać silną, ale ile można było walczyć z uczuciami. W takich sytuacja bycie słabym nie było wstydem, a ona potrzebowała wyrzucić z siebie te emocje, splątane między zmysłami i w końcu to zrobiła, rozpłakała się, ubolewając nad własnym losem. Wróciła na miejsce, z którego wcześniej wstała. Przysiadła na ziemi, kuląc się i zwijając w kłębek z nogami podciągniętymi pod sam brzuch.  Siedziała w grobowej ciszy, wpatrując się jak te trupy w nieznany punkt na podłodze.
     Zapaliło się światło, co natychmiast ocuciło z zamyślenia dziewczynę. Rozejrzała się rozkojarzona, przeładowana złymi przeczuciami. Do uszu jej dobiegły szmery, wydobywające się za drzwi. Dziwne charczenie wprawiło jej serce w większe obroty. Przekręcony zamek oznaczał, że wrota nie do przebicia właśnie zostały otwarte. Powolnymi krokami zbliżała się do nich, nie mając nic lepszego w planie, rękę miała wyciągniętą do przodu, chcąc pochwycić klamkę, ale nim to zrobiła, ktoś już drzwi otworzył, wypychając do środka kobietę, której ciało zakrwawione wpadło wprost na dziewczynę. Obie upadły na ziemię.
  -Poznaj Glorię – Ponownie usłyszała znajomy głos mężczyzny. – Gloria właśnie umiera i chce byś towarzyszyła jej w ostatnich godzinach życia. – Światło zgasło. Dziewczyna siedziała tuż obok rannej kobiety wśród dwóch trupów, rozlanej krwi i ciemnościach, wsłuchując się w dźwięki cierpienia, towarzyszące zjawisku umierania.