- Po śmierci o tobie zapomną… - głęboki głos
rozległ się w ciemnym pomieszczeniu, przebijając się przez głosy kapiące wody z
zardzewiałych, oblepionych, jakby żywym organizmem, rur.
Wśród tej ciemności jawiła się sylwetka
młodej kobiety. Siedziała na wilgotnej ziemi, ręce miała złożone na linii
talii, ciężko oddychała, a każdy oddech upewniał ją w strachu, że wszystko to
jest prawdziwe i rozgrywa się w tym czasie. Czasem myślała o tym żeby umrzeć,
ale nigdy nie chciała w żaden sposób zrealizować tych myśli, które były jedynie
objawem tchórzostwa, spowodowanego niepowodzeniami w życiu. Te drobne załamania
były częste, ale wiedziała, że życie ma się tylko jedno. Słuchała uważnie słów
nieznajomego oprawcy, czekając tylko ma te jedno zdanie – musisz umrzeć.
- Zapomniałaś kiedyś o kimś? Zapomniałaś o
osobie, która zmarła? – Oblepiona brudem lampa wisząca tuż nad głową
dziewczyny, zamigała, nie mogąc rozpalić się na dobre. W końcu światło
rozświetliło mroki niewielkiego pomieszczenia, ociekającego pleśnią i brudem,
zdającym się żyć własnym życiem. Matowe światło wpadające w kolor niewyraźnej
pomarańczy, spływało twarzą dziewczyny zasinioną z lewej strony od mocnego
uderzenia czymś, czego przypomnieć sobie nie mogła. Dziewczyna zmrużyła oczy,
nie dała rady znieść jasności po godzinach bycia w ciemnościach. Pomogła sobie
rękoma, osłaniając zmniejszone do granic możliwości źrenice. Wraz z
przyzwyczajeniem się do dość klarownych warunków otoczenia, ogarnęła wzrokiem
część pomieszczenia, znajdującego się przed nią. Cisza unosząca się w matowej przestrzeni
czterech ścian jeszcze bardziej przepełniała ją nieustannie napływającymi
obawami. Jedynym wyraźnym dźwiękiem, który zdołała uchwycić był jej oddech, tak
głośny i nerwowo wbijający się w powietrze. Uspokoiła nieco swój organizm.
Nieznajomy stał za nią, odbierała to wszystkimi zmysłami, to nieodparte
wrażenie osaczenia. Poczuła wtedy jak siada na ziemię, jak delikatnie opiera
się o jej plecy, a światło jasno świeciło dalej, jakby coraz mocniej i nie
myślała już o niebezpieczeństwie.
Zetknięci razem, plecami do siebie, w
pozie dziwnej i niezrozumiałej dla niej. Dlaczego
wciąż żyję? – zdziwienie rysowało się na, drżących jej sinych ustach. Mężczyzna
odpalił papierosa, budząc do życia dym swobodnie unoszący się, mętniejący
bardziej atmosferę przygnębienia. Dziewczyna szybko przysłoniła usta, by
trująca mgiełka przypadkiem nie dostała się do jej nosa. Odruch ten był
bezwarunkowy, kwestia przyzwyczajenia, bo zawsze tak robiła. I w tym momencie
nawet nie zastanowił się nad tym gestem, chociaż wydawało się to niedorzecznie.
Zaraz mogła umrzeć, a obawiała się odrobinki substancji szkodliwych.
- Boisz się śmierci – stwierdził oprawca,
rzucając tlącego się papierosa tuż przed swoją ofiarę. Nastała wówczas
drażniąca cisza, która niosła ze sobą przesłanie, że zaraz coś się stanie.
Dziewczyna ostrożnie zwróciła głowę w bok, jak najdalej mogła wygięła szyję,
chcąc uchwycić swoim strapionym wzrokiem, co robi nieznajomy mężczyzna. Nie
zobaczyła jednak jego obrazu. On czując ruch dziewczyny, podniósł się z ziemi,
a ona automatycznie skierowała oczy przed siebie na nieustannie zamknięte drzwi,
udając, że nic nie robiła. Nie chciała przecież przyśpieszyć punktu
kulminacyjnego, czyli własnej śmierci. W momencie gdy wszystko zdało się
uspokoić, niespodziewanie oczy dziewczyny zasłonięte, zostały mleczno-białą
chustą. Mężczyzna przykucnął przy niej, próbującej siłować się z nim, tak by
nie zawiązał ów przedmiotu na jej twarzy.
- Z lękami powinno się walczyć – wyszeptał
nieco rozbawionym głosem i szarpnął dziewczynę za ramię, ciągnąc w górą, by
wstała.
Co
jest grane? - Tylko takie słowa
przemykały przez jej głowę. Szła boso po nierównej nawierzchni, napotykając
delikatnymi stopami odłamki ścian boleśnie, wbijające się w jej skórę. Obrzydliwy
zapach natężał się wraz z każdym kolejnym krokiem, przybliżającym ją do czegoś
nieznanego. To unoszące się w powietrzu zepsucie, którym już całkowicie
przesiąkły jej płuca, zatrzasnęły ostatnie dobre myśli, że może jednak uda się
jej wyjść cało. Coś miało się wydarzyć i to było nieuniknione. Samo to miejsce
wyrażało każdą swoją częścią, że prawo bytu ma tutaj tylko śmierć. Będąc tu nie
miała możliwości być żywą.
Targały nią sprzeczne emocje, budziły się
w niej uczucia, które dawno z siebie wyrzuciła, bo sprawiały, że nazywała
siebie słabą osobą, a taką być nie chciała. Nie przypomniała sobie, by
kiedykolwiek tak się bała. Żadna sytuacja jeszcze tak ją nie dotknęła, ale też
nigdy nie była tak martwa, jak teraz. Nawet płacz zatrzymał się w jej ciele,
zduszona tym wszystkim szła posłusznie, drżąc lekko jakby z zimna, które wydalał
strach. Nieoceniona praca jaką jej serce
włożyło w tą wzmożoną pracę, bijąc w
piersiach głuchym łomotem. Czy kiedykolwiek czuła życie w sobie, tak mocno
niczym tym momencie? Żyła wciąż nieustanie, coraz wydajniej, a zarazem gniła
już z martwości zrodzonej w niej wraz z pojawieniem się w tym miejscu.
Zatrzymali się. Nagłym ruchem zdarł z jej
oczu chustę i rzucił na mokrą ziemię, po której skradały się w fałszywym marszu
karaluchy. Stała przed drzwiami zarysowanymi starością, to z nich dobijał okropny
smród.
- Najlepszym sposobem na wyzbycie się strachu
przed śmiercią, to przebywanie w niej, wśród jej ofiar – oznajmił, otwierając
efektownie drzwi do tajemniczego pokoju, uwalniając niepohamowane pokłady
kolejnych porcji zanieczyszczonego powietrza, to zapach śmierci, któremu życie
oprzeć się nie mogło. Dziewczyna gwałtownie zrobiła krok do tyłu, automatycznie
napierając na sylwetkę oprawcy, a ten uniemożliwił jej dalszy ruch, krępując
jej osobę, zwykłym uściskiem na wysokości ramion. To co ukazało się jej oczom,
przechodziło najśmielsze oczekiwania. Prawdziwa masakra skąpana w krwi i
rozkładających się ciałach, których oczu szeroko otwarte wpatrywały się w puste
punkty na ścianach krwawego pokoju. Podłoga wyścielona czerwonym dywanem
stworzonym z płynnej tkanki erytrocytów, białych krwinek i innych substancji
zawartych w krwistej cieczy.
- Poznaj Emmę i Glorię – Oprawca wymienił imiona wszystkich
trupów, leżących bezwładnie na ziemi, zaczynając od tego znajdującego się tuż
pod ścianą w prawym kącie naprzeciwko nich. – To teraz będzie twoje jedyne
towarzystwo – szepnął jej czule do ucha i nie dając szans nawet na
zastanowienie się, przemyślenie beznadziejnej sytuacji, wepchnął ją w sam
środek martwości.
Dziewczyna upadła niefortunnie na ziemię,
łamiąc kość promieniową w prawej ręce i sprawiając, że krew puściła się jej z
nosa, spływając prosto szlakiem przez jej usta. Ból rozpłynął się po ciele, a
ona wydała z siebie piskliwy, ale znaczący okrzyk, ukazujący jak to zabolało.
Ale czy to miało teraz znaczenie? Upewniło ją jedynie, że nadal żyje, ale co
dalej?
- Dobranoc – ironiczny ton okrył jej uszy.
Oprawca zamkną z hukiem drzwi, to był ostatni przyjazny dźwięk jaki usłyszała
tego dnia.
Leżała w tej samej pozie na ziemi już od
dobrych kilkudziesięciu minut. Wzrok wbity w ziemię, przenikał postać
zasychającej krwi, w którą upadła. To
tylko ciała, to tylko rozkładające się ciała. Bój się żywego człowieka nie ich.
One nic ci nie zrobią, nie wyobrażaj sobie, że patrzą na ciebie, że właśnie
podchodzą i dotykają cię za pokaleczoną nogę. Zrób coś, jeżeli nie chcesz być
taka jak one, martwa – wolny monolog rozgrywał się w jej głowie, a oczy
miała mocno zamknięte, bojąc się, że przypadkiem zobaczy, to co sobie
wyobrażała, jak trupy ruszają się i zbliżają do niej. Nieruchoma, udawała, że
wcale jej tutaj nie ma. Liczyła na szybkie przebudzenie, mając głupią nadzieję,
że to koszmarny sen, które przecież tak często miewała. Natrętny spokój, wciąż
napełniał ją obawami. Uniosła wolno głowę do góry z ustami nieznacznie
otwartymi, wydychającymi ciężko powietrze. Rozglądnęła się, mimo iż, półmrok
panował wokół niej, widziała tylko zamazane kontury ciał i rozmytą przestrzeń z
odrapanymi ścianami. Cofnęło ją, kiedy ponownie silny zapach, rozkładającego
się mięsa uderzył do jej nosa. Wstała wtedy tak szybko z podłogi, zbierając
wszystkie myśli w jedno. Odgarnęła potargane włosy za siebie, by nie lepiły się
do jej twarzy i rzuciła się na drzwi, szarpiąc za klamkę, myśląc, że może nie
są zamknięte. Uderzała ręką, kopała nogami, za wszelką cenę chciała się
wydostać. Odgłosy jej walki rozchodziły się po korytarzu nie docierając do
nikogo. Jej krzyki zdzierały niemiłosiernie struny głosowe, ale nie chciała być
w tej ciszy. Krzyczała dla samego spokoju, żeby nie usłyszeć niczego innego.
Oparła się o drzwi, dysząc i czując
napierający ból. Półmrok przyprawiał ją o brak sił. W końcu nie wytrzymała,
oczy się jej zaszkliły i zamknęły mocno, usta wygięła w wyrazie smutku. Otarła
rękoma spływające łzy, ale nie mogąc z nimi wygrać, ukryła twarz w otwartych
dłoniach. Chciała cały czas udawać silną, ale ile można było walczyć z
uczuciami. W takich sytuacja bycie słabym nie było wstydem, a ona potrzebowała
wyrzucić z siebie te emocje, splątane między zmysłami i w końcu to zrobiła,
rozpłakała się, ubolewając nad własnym losem. Wróciła na miejsce, z którego
wcześniej wstała. Przysiadła na ziemi, kuląc się i zwijając w kłębek z nogami
podciągniętymi pod sam brzuch. Siedziała
w grobowej ciszy, wpatrując się jak te trupy w nieznany punkt na podłodze.
Zapaliło się światło, co natychmiast
ocuciło z zamyślenia dziewczynę. Rozejrzała się rozkojarzona, przeładowana
złymi przeczuciami. Do uszu jej dobiegły szmery, wydobywające się za drzwi.
Dziwne charczenie wprawiło jej serce w większe obroty. Przekręcony zamek
oznaczał, że wrota nie do przebicia właśnie zostały otwarte. Powolnymi krokami
zbliżała się do nich, nie mając nic lepszego w planie, rękę miała wyciągniętą
do przodu, chcąc pochwycić klamkę, ale nim to zrobiła, ktoś już drzwi otworzył,
wypychając do środka kobietę, której ciało zakrwawione wpadło wprost na
dziewczynę. Obie upadły na ziemię.
-Poznaj Glorię – Ponownie usłyszała znajomy
głos mężczyzny. – Gloria właśnie umiera i chce byś towarzyszyła jej w ostatnich
godzinach życia. – Światło zgasło. Dziewczyna siedziała tuż obok rannej kobiety
wśród dwóch trupów, rozlanej krwi i ciemnościach, wsłuchując się w dźwięki
cierpienia, towarzyszące zjawisku umierania.